..".jeśli z nas trudno zrobić anioły,
Przemień nas w psy niebieskie,
Kundle o zmierzwionej sierści,
Ćmy o szarej twarzy,
Zagasłe oczy żwiru.
Ale nie daj by pożar nas
Nienasycony mrok twoich ołtarzy.
Powiedz tylko to jedno,
że potem wrócimy."
Fr. Z.Herbert
MODLITWA STARCÓW.
piątek, 31 października 2014
Modlitwa starcow
środa, 29 października 2014
PEREŁKA
ŻYCIE NIE JEST PRZEWIDYWALNE, PRZESĄDZONE ANI UPORZĄDKOWANE. NIC NIE JEST DANE NA ZAWSZE A DZIWNE ZDARZENIA STWARZAJĄ GORZKIE NIESPODZIANKI
JAKI BYŁ W TYM PLAN PANA BOGA?!
DLACZEGO DZIŚ PŁONĘŁA KATEDRA W SOSNOWCU?! MATKA KOŚCIOŁÓW.....PEREŁKA MLODEJ POLSKI ,POLICHROMIE TETMAJERA... RELIKWIE JPII, DOM BOZY Z MNOSTWEM PIEKNYCH RZECZY KU CHWALE...CUDOWNE WIELOBARWNE POSADZKI BRAD NEW ,POZLACANE ŻYRANDOLE....WSZYSTKO TO STRAWIL POŻAR...CHWILA PŁOMIEŃ ,ŻYWIOŁ.
BÓL W SERCU I ŻAL I ZŁOŚĆ I NIEMOC....
ANNO DOMINI 29 PAZDZIERNIKA 2014R.
A MIAL BYC KONCERT CHARYTATYWNY KS PAWŁA ZNANEGO TENORA...A MIAŁAM ZAMÓWIĆ TAM MSZE ZA BLISKICH...ZA PÓŹNO. BOŻE DROGI POMÓŻ .....
sobota, 25 października 2014
Prawda o ludzkiej głupocie
"Dopiero w chwili śmierci człowiek wie jak powinien był żyć.
Zawsze brakuje czasu i zawsze czuje się niedosyt.
Cóż za ironia , że pewną wiedzę nabywa się tuż przed śmiercią.
ot i cała prawda o ludzkiej głupocie."
"BRACIA" Da Chen
By nie popełniać tych samych błędów
ciągle czekając , by żyć.
By nie tkwić w zamyśleniu , z trwogą w sercu, by śnić.
piątek, 17 października 2014
jaśniej
"A na razie fruwaja motyle,
tyle tego i tamtego tez tyle,
A na razie wierzymy w baśnie
i jaśniej , i jaśniej...."
text piosenki"Jest cudnie" M.Rodowicz
I oby bylo jaśniej
w sercu
w głowie
w ciemnym zaułku
w ciągu dni
jak w dobrej baśni
piątek, 3 października 2014
cisza jak ta
Moją ukochaną ciszę mogą zakłucać tylko ptaki, szelest liści i szum wiatru.
W mojej ciszy jest cudowna magia ,
Koi serce, uspokaja umysł i myśli.
Cisza kołysze, cisza upaja ,cisza leczy,
W niej trwac moge bez końca.
To cisza usypiającej jesiennej przyrody,
W oddali zmrok senny i ciemny .
środa, 1 października 2014
Przerażająca Azja
na polanie: nieruchomego chłopczyka skulonego nad swoimi odchodami, innego chłopca, już
zobojętniałego, obok zwłok mężczyzny z dłońmi zesztywniałymi w powietrzu, kobiety
wstrząsane drgawkami pod palącym słońcem, wysuszającym ostatiTTe kałuże i szybko
rozkładającym ciała.
Widziałem ich wszędzie, a tych, których nie widziałem, instynktownie wyczuwałem w
każdych zaroślach. Mężczyźni, kobiety, dzieci w wieku moich własnych dzieci, dziesiątkami,
setkami rozrzuceni po lesie. Z wybałuszonymi, nieobecnymi oczami i patyczkami zamiast
nóg, zwiotczałą skórą, przykryci czarnymi szmatami przesiąkniętymi kałem i brudem,
trawieni gorączką, niezdolni uczynić choćby jeden krok więcej, leżący na ziemi byle gdzie, tu
i tam, niczym wielkie ptaki w samym środku bujnej tropikalnej roślinności. Wycieńczeni
przez tę starą jak świat, a przez nas już zapomnianą plagę, którą nazywaliśmy „głodem".
Byli częścią dużej grupy obozującej tu przed paroma dniami. Kiedy większość poszła dalej,
oni zostali bez swoich tobołków, bez mat, bez wody. Najsilniejsi podzielili się ich ostatnimi
ubraniami. Porzuceni w lesie nie płakali, nie błagali o pomoc; większość należała już do
innego świata.
Cisza była rozdzierająca. Do umarłych można się szybko przyzwyczaić, do umierających
nie. Widok umierających jest nie do zniesienia, zwłaszcza jeśli się wie, że można by ich
uratować. Droga znajdowała się w odległości zaledwie dwóch czy trzech kilometrów - kto
tam dotrze, ma szansę na przeżycie. Inni z nadejściem świtu nie będą się różnić od tych
pokrytych muchami albo rojącymi się robakami. Przerzucenie sobie przez plecy chudej jak
szkielet kobiety i ruszenie w drogę nie było decyzją, lecz odruchem. Leżała najbliżej moich
stóp.
Granica między Kambodżą a Tajlandią biegnie przez środek pięknej równiny
soczystozielonych lasów, gdzieniegdzie przeciętej wierzchołkiem jakiegoś wzgórza, również
pokrytego niezgłębioną gęstwiną. Od miesięcy, ogromnymi falami, tysiące Kambodżan,
którym głód, choroby i strach odebrały rozsądek, ruszają na zachód i wchodzą niczym armia
żywych trupów do dzikiego świata buszu, będącego ogromnym cmentarzyskiem. "
fr "W Azji" Terzani Tiziano